Jeden z klubów poselskich podniósł postulat, by przyszli kierowcy nie musieli odbywać obowiązkowego kursu na prawo jazdy. Do egzaminu mogliby ich przygotowywać inni kierujący, np. rodzice. Taki system zdobywania uprawnień funkcjonuje już w USA, a podobny w Wielkiej Brytanii. Pomysł budzi jednak sporo kontrowersji. Przedstawiamy główne wady i zalety takiego rozwiązania.
W Stanach Zjednoczonych kandydat na kierowcę może uczyć się jeździć pod okiem innego kierującego. Nie ma tam obowiązku uczestnictwa w obowiązkowych kursach. Istnieją oczywiście firmy, które specjalizują się w szkoleniu z zakresu przepisów, ruchu drogowego i techniki jazdy, ale korzystanie z ich usług nie jest obowiązkowe. By uzyskać uprawnienia kandydat musi jednak przystąpić do egzaminu. Podobne rozwiązania w Polsce proponuje wprowadzić PJN.
Obecnie każdy, kto chce zostać kierowcą musi przed przystąpieniem do egzaminu odbyć obowiązkowy kurs w jednym z Ośrodków Szkolenia Kierowców. Dopiero później może zgłosić się do WORD, by podejść do egzaminu.
Pomysł zniesienia obligatoryjnego szkolenia wywołał dyskusję fachowców. Zwolennicy takiego rozwiązania mówią, że tylko egzamin powinien być "działką" państwa i nie ma potrzeby, by mieszało się ono do szkolenia. Poza tym likwidacja obowiązkowych kursów mogłaby przyczynić się do podniesienia jakości szkolenia, które oferowałyby obecne OSK. Dziś bowiem kandydaci często nie zwracają uwagi na jakość ich usług, ale na cenę lub czas potrzebny do ukończenia całego cyklu szkoleniowego. To z kolei wymusza na OSK taki typ konkurencji, w ślad za którym idzie obniżenie jakości kształcenia. Zniesienie obowiązku korzystania z usług szkół jazdy mogłoby natomiast spowodować, że chętni kierowaliby się raczej jakością szkolenia.
Przeciwnicy wprowadzenia takiego rozwiązania podkreślają, że polskie drogi są jednymi z najniebezpieczniejszych w Europie, a to za sprawą lekkomyślnych kierowców. I to właśnie ci kierowcy (w skali kraju) mieliby szkolić swoich młodszych kolegów, a to nie napawa optymizmem. Ponadto samochody do nauki jazdy są odpowiednio wyposażone (dodatkowe lusterka i pedały), a raczej nierealne jest, by np. ojciec doposażył swój samochód, by szkolić syna (pomijając jednostkowe przypadki). Jeszcze inny argument podają obecni instruktorzy nauki jazdy. Mówią oni, że ich kursanci często byli wcześniej "przyuczani" przez innych kierowców. Przez takie "przyuczanie" nabyli złych nawyków za kierownicą, które bardzo ciężko jest zmienić podczas kursu.
Dyskusja na temat prawa jazdy pozostaje nadal otwarta. Złośliwi twierdzą, że PJN swoim pomysłem rozpoczyna właśnie kampanię wyborczą. Działacze tej formacji chcą bowiem dodatkowo znieść obowiązek jazdy w pasach bezpieczeństwa (dla osób powyżej 18 roku życia), zakaz rozmowy przez telefon komórkowy, a także podwyższyć obowiązującą prędkość na drogach ekspresowych do 130 km/h. w terenie niezabudowanym do 100 km/h (a w godz. od 22.00 do 5.00 do 110 km/h), w terenie zabudowanym do 55 km/h (a w godzinach od 22.00 do 5.00 do 70 km/h). Z kolei na autostradach chcą wprowadzić rozwiązanie niemieckie, czyli całkowicie znieść ograniczenie prędkości.