Władze polskich metropolii coraz bardziej zastanawiają się nad tym, jak ograniczyć ruch. Po pomyśle, by do centrów miast nie wpuszczać samochodów niespełniających emisji spalin, pojawiła się koncepcja tworzenia i poszerzania stref ograniczenia prędkości do 30 km/h.
Moda na proekologiczne rozwiązania oraz ograniczanie ruchu samochodowego przychodzi do nas z Europy Zachodniej. Włodarze miast skandynawskich, czy angielskich, skutecznie zmusili kierowców, by omijali centra szerokim łukiem. Podobnie zaczyna się dziać w Polsce.
Pierwszym krokiem do ograniczenia ruchu było pobieranie opłat za zajmowanie miejsc postojowych w centrach miast. Niedawno swoją strefę rozszerzył np. Kraków. Ma to sprawić, by kierowcy zostawiali swoje pojazdy na obrzeżach i po centrum podróżowali komunikacją miejską.
Stosunkowo niedawno pojawił się też pomysł, by zabronić właścicielom starszych samochodów wjazdu do centrum. Z przywileju takiego mogliby skorzystać tylko mieszkańcy danej strefy oraz kierowcy, których pojazdy spełniają określone normy emisji spalin (Euro 4).
Najnowszym pomysłem jest ograniczanie dozwolonej prędkości do 30 km/h. Ma się to przyczynić nie tylko do zmniejszenia natężenia ruchu (kierowcy mniej chętnie będą korzystali z tego typu dróg), ale także sprawić, że rowerzyści i piesi będą w ich pobliżu bardziej bezpieczni. Chodzi o mniejsze, rzadziej uczęszczane uliczki. Pomysł mają wprowadzić w życie Gdańsk, Katowice i Kraków.
Podobne pomysły budzą spore kontrowersje. Nie próbując rozstrzygać sporu między zwolennikami i przeciwnikami tego typu regulacji, warto tylko zaznaczyć, że w ślad za nimi powinny iść liczne udogodnienia. Chodzi tu o rozwiązania, które ułatwiałyby kierowcom przesiadanie się na komunikację zbiorową. Mowa tu więc o polepszeniu jej jakości oraz o potrzebie budowy parkingów typu park & ride, na których można byłoby zostawiać swoje auta. W tym zakresie jednak zmiany idą bardzo powoli.