POPiHN ustosunkowała się do raportu NIK, w którym stwierdzono nieprawidłowości w zakresie kontrolowania dystrybutorów paliw. Wskazała, że na legalnie działających stacjach, mimo rzadkich kontroli ze strony urzędów, wszystko działa poprawnie.
Przypomnijmy: Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, czy dystrybutory na stacjach paliw są regularnie kontrolowane. Organami które przeprowadzają takie kontrole są Okręgowe i Obwodowe Urzędy Miar. Pod lupę wzięto działalność urzędników z województw łódzkiego oraz świętokszyskiego.
Wyniki kontroli są niepokojące. Okazało się bowiem, że urzędy mają duże braki w sprzęcie oraz w ludziach, przez co badały dystrybutory bardzo rzadko. Najgorzej wyglądało to w Piotrkowie Trybunalskim. Tamtejsi urzędnicy kontrolowali urządzenia raz na 14 lat (a powinni co dwa lata). Sytuacja wyglądała jeszcze gorzej w przypadku dystrybutorów do tankowania gazu. Powinny być one sprawdzane co roku, tymczasem z 2.600 zalegalizowanych urządzeń, w ciągu 2,5 roku zbadano zaledwie 71.
W wydanym oświadczeniu Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego można przeczytać zapewnienie, że nawet mimo braku kontroli ze strony Urzędów Miar, stacje benzynowe i tak korzystają ze sprawnych dystrybutorów, dokładnie wskazujących ilość tankowanego paliwa.
Równocześnie POPiHN zgadza się z tezą NIK, która mówi o tym, że potrzebe są zmiany w prawie, nakładające na przedsiębiorców obowiązek rejestracji dystrybutorów paliw. Obecnie Urzędy Miar mogą sprawdzać tylko zarejestrowane podmioty. W trakcie kontroli NIK okazało się natomiast, że prawie 200 działających stacji nie była zaewidencjonowana w tych organach kontrolnych. Według POPiHN brak skutecznych rozwiązań prawnych może się przyczyniać do powstawania i rozwoju szarej strefy.
Z całym oświadczeniem można zapoznać się tutaj.