Grupa posłów PO wpadła na pomysł, by na egzaminie praktycznym na prawo jazdy wprowadzić dodatkowe zadanie. Miałoby ono sprawdzać umiejętności kandydatów na kierowców w zakresie udzielania pierwszej pomocy.
Dziś kandydat na kierowcę musi odbyć 30-godzinne szkolenie teoretyczne (w tym dwie godziny dotyczące udzielania pierwszej pomocy) oraz minimum 30-godzinne szkolenie praktyczne z prowadzenia samochodu. Przystępując do egzaminu, musi natomiast zaliczyć część teoretyczną (test) oraz część praktyczną (obsługa pojazdu oraz jazda po placu manewrowym i w ruchu miejskim).
Grupa posłów PO chce natomiast rozszerzyć egzamin praktyczny o jeszcze jedno zadanie - udzielanie pierwszej pomocy. Zadanie to miałoby być wykonywane przy pomocy fantomów oraz defibrylatorów. Autorzy projektu argumentują, że wiele ofiar wypadków drogowych żyłoby do dziś, gdyby inni kierowcy potrafili im udzielić pierwszej pomocy.
Jakkolwiek są to szczytne idee, trzeba sobie w tym miejscu uświadomić dwie bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze: mowa jest o egzaminie na prawo jazdy, a nie na licencję ratownika medycznego. Egzamin państwowy powinien więc obejmować przede wszystkim kwestie dotyczące ruchu drogowego. Od tematów ważnych, acz pokrewnych, jest natomiast kurs. Poza tym wprowadzenie takiego zadania na egzaminie praktycznym, wiązałoby się z wyższymi kosztami funkcjonowania WORD-ów, które musiałyby zatrudnić lekarzy lub ratowników medycznych do przeprowadzania sprawdzianów. Koszty te zostałyby zapewne zrzucone na przyszłych kierowców.
Po drugie: projekt mówi o korzystaniu z fantomów i defibrylatorów. O ile te pierwsze nie budzą wątpliwości, o tyle warto zastanowić się, ile osób nosi lub wozi ze sobą defibrylator. Zatem po co komu umiejętność jego obsługi?