Kilka dni temu pisaliśmy o wpadce Toyoty, która musiała ogłosić program serwisowy dla użytkowników Priusów. Firma nie składa jednak broni i w dalszym ciągu chce rozwijać rynek aut elektrycznych. Jej inżynierowie opracowują system, mający pozwolić na ładowanie baterii samochodu bez użycia kabli. Nad podobnym rozwiązaniem pracuje także Volvo.
Dziś ładowanie samochodów z napędem elektrycznym polega na tym, że podłącza się je do odpowiednich stacji dokujących za pomocą przewodu. W przyszłości ma się to jednak zmienić. Producenci pracują nad stworzeniem możliwości bezprzewodowego ładowania aut. Projekt zakłada wykorzystanie zjawiska indukcji: cewka znajdująca się w stacji dokującej, będzie wytwarzała zmienne pole elektromagnetyczne, które zostanie "pobrane" bezprzewodowo przez podobną cewkę, znajdującą się w pojeździe. Ta z kolei przetworzy ją na energię elektryczną, która zasili baterie auta.
Rozwiązanie takie umożliwi m.in. stworzenie odpowiednich miejsc parkingowych, które oprócz postoju, umożliwią także (przy okazji) naładowanie samochodu. Bardzo konkretnie przełoży się to na komfort użytkowania pojazdów elektrycznych, których główną wadą jest mały zasięg. Kierowca takiego auta będzie mógł zaparkować je na "miejscu z prądem", stworzonym np. na parkingu pod kinem. Po powrocie z seansu filmowego, jego samochód będzie czekał naładowany i gotowy do jazdy.
Nad wprowadzeniem możliwości bezprzewodowego ładowania auta pracują m.in. Toyota i Volvo. Japoński koncern ma jeszcze w tym miesiącu zacząć testować takie rozwiązanie. Planuje także unowocześnić system Intelligent Parking Assist, który będzie ułatwiał zaparkowanie samochodu w taki sposób, by jego tankowanie było jak najbardziej efektywne. Szwedzi natomiast już jesienią ubiegłego roku testowali ładowanie indukcyjne na swoim Volvo C30 Electric. Producent deklaruje, że auto można bezprzewodowo naładować do pełna w 2,5 godziny. Rodzi to duże nadzieje na wykorzystanie takiego rozwiązania na bardzo szeroką skalę.