Posłowie mają nowy pomysł dotyczący mandatów z fotoradarów. Kara miałaby być nakładana nie na kierującego, a na właściciela sfotografowanego pojazu. W zamian za to, miałaby to być tylko grzywna bez punktów karnych. Eksperci nie zostawiają na pomyśle suchej nitki.
Dziś, jeśli fotoradar zarejestruje przekroczenie prędkości, robi zdjęcie i osoba, która prowadziła pojazd, otrzymuje mandat. Właściciel samochodu ma obowiązek ją wskazać. Na gruncie tych regulacji kwitnie proceder handlu punktami karnymi. Kierowcy, którzy mają ich mało, godzą się za odpowiednią opłatą, przyjąć karę na siebie. Jest to możliwe, gdy zdjęcie zostało zrobione w ten sposób, że kierujący jest nierozpoznawany.
Posłowie PO proponują zmianę przepisów. Według nich dużo skuteczniejsze byłoby karanie właściciela pojazdu. Ten z kolei mógłby się później rozliczyć z kimś, kto zbyt prowadził jego samochód i został złapany przez fotoradar. Właściciel musiałby zapłacić grzywnę, natomiast nie dostawałby punktów karnych.
Projekt będzie teraz dyskutowany w komisjach. Większość środowiska odnosi się do niego bardzo krytycznie. Eksperci od bezpieczeństwa drogowego alarmują, że nowe przepisy pozwoliłyby na "kupowanie" prawa do szybkiej jazdy. Prawnicy wskazują, że karę powinien ponosić sprawca czynu. Wypożyczalnie samochodów oraz zarządcy dużych flot wskazują na brak możliwości ściągnięcia grzywny z użytkownika, który przekroczył prędkość i ściągnął na właściciela mandat.
Sprawie będziemy się przyglądać.